Recenzje

Jestem bardzo samotna i tak bardzo nieszczęśliwa”. Wpisany w przedstawienie fragment listu Stefanii Baczyńskiej, napisanego już po śmierci syna, ustanawia nadrzędny temat spektaklu Olszewskiej. Bo „Baczyński. Apokalipsa” mówi przede wszystkim o samotności, choć ujmuje ją z różnych perspektyw, przede wszystkim kobiecej i rodzicielskiej, opowiada też o niej różnym tonem i w rozmaitym natężeniu. Dzięki tak zaakcentowanej problematyce spektakl nabiera przejmująco uniwersalnego charakteru. Będąc opowieścią o konkretnych, historycznie rzeczywistych losach, staje się jednocześnie symbolicznie realną historią pokoleń wojennych, świata czasów wojny w jego najbardziej uniwersalnym wymiarze. W swoim spektaklu Olszewska używa środków bardzo wymownych znaczeniowo, ale nieprzekombinowanych, chwilami niezwykle subtelnych, a jednocześnie rażących bagażem sensów i emocji. Z wprawą konstruuje świat, właściwie szereg równoległych światów, poprzez które przechodzi, przedziera się, bądź też przebiega jej bohaterka. Tego spektaklu nie byłoby jednak bez Edyty Janusz-Ehrlich, która w roli Stefanii Baczyńskiej znakomicie oddała skomplikowanie kobiety i matki, jej wędrówkę drogą apokalipsy, tak zbiorowej, jak przede wszystkim jednostkowej, skrajnie intymnej.

Anna Jagarska, nietak!t

 

Monodram jest w rzeczywistości dialogiem matki z synem nieobecnym, przy czym nie dla niej. Jest bowiem obecny w jej imaginacji: „każdego dnia uczę się Ciebie na pamięć”. Matka rozmawia z Krzysztofem fragmentami jego wierszy, jego słowami, cytując jego myśli, dodając coś od siebie – czasem tylko, gdy jej ból jest szczególnie silny, dla podkreślenia dramatyzmu, używając mowy kolokwialnej. Ten jednoosobowy dialog jest umiejętnie rozgrywany przez autorkę monodramu i świetnie odtwarzany przez wcielającą się w rolę matki Edytę Janusz-Ehrlich.

Magdalena Olszewska wraz z zespołem – bo jest to dzieło wybitnie zespołowe, które nie byłoby możliwe bez świetnej w roli matki Edyty Janusz-Ehrlich, ale też bez ilustrującego dźwiękiem wydarzenia Bartosza Hervy’ego, czy też ascetycznie, a pomysłowo pomyślanej wizualizacji Łukasza Borosa i przemyślanych elementów scenografii autorstwa Konstantego Kajtocha – porwali się na oddanie tego, co jest niezwykle trudne. Pokazali ból matki, ale bez niepotrzebnej egzaltacji. Pomogły w tym niewątpliwie wiersze Baczyńskiego, które mimo zawartego w nich dramatyzmu, egzaltowanymi nie są. Myślę, że zamiarem autorki było ukazać w niebanalny sposób sylwetkę wybitnego poety, opowiedzieć o niełatwych czasach, w jakich przyszło mu żyć. Przy okazji poruszyła wiele wątków, takich jak granice patriotyzmu, granice matczynego poświęcenia, udział wolnej, niezawłaszczonej przez cynicznych graczy woli w rozwoju osobowości, czy też zwycięskiej miłość.

Zbigniew Szymański, Gazeta Świętojańska

 

Olszewska swój monodram poprzedza paroma cytacjami, głównie ze sceptycznych generalskich ocen o sensie wywołania Powstania Warszawskiego. Akcja sztuki rozgrywa się w pokoju zakładu opiekuńczego. Matka poety, Stefania Baczyńska subtelnie wczuwa się w każdy podtekst jego liryki. Roztrząsa przeczucia katastroficzne i obawy wskutek ciążącego nad światem fatum. Nie ukrywa radości, gdy twórczość syna uzyskuje uznanie krytyki. Trwa jednak wojna i Matka martwi się o los syna. Modli się za jego powodzenie, a popada w trwogę, kiedy jej brakuje z Krzysztofem konktaktu.

Prowadzi z nim bez przerwy duchowy dialog. Odczytuje listy od niego, utożsamia się słowami jego wierszy. „Nozdrza rozdęte, serce niezdarne, broń dźwigam pod kurtką, ja, żołnierz, poeta, czasu kurz. Pójdę dalej – od was mam: śmierci się nie boję”. Matka szuka motywacji postawy przyjętej przez syna: „Wszyscy mówili o twoim talencie – Miłosz, Wyka, Andrzejewski, Iwaszkiewicz. Ostrzegali przed pochopnym pójściem do walki, gorliwością prawdziwego Polaka. Dałeś im do wiwatu. Oburzałeś się, że próbują cię odciągnąć od poświęcenia”.

Henryk Tronowicz, Polska Dziennik Bałtycki