Listy matki

Pełna dokumentacja dostępnych obecnie listów rodziny Baczyńskich znajduje się na stronie polona.pl w ramach domeny publicznej.

 

Listy Stefanii Baczyńskiej do Kazimierza Wyki (IX 1945 – VIII 1949) za „Zeszytami Literackimi”

[Anin, IX–X 1945]

Szanowny Panie,
Od tylu miesięcy zbieram się do napisania listu do Sz. Pana, ciągle odkładam. Wiem, że muszę tyle powiedzieć, i dlatego tak trudno mi jest zacząć. Przede wszystkim muszę się przyznać Sz. Panu, że chociaż powszechnie w Krakowie, jak mi mówił Pan Przyboś, panuje przekonanie, że syn mój zginął w Powstaniu — ja osobiście nie znalazłam dotąd potwierdzenia tej wersji.

Wskazywano mi aż pięć dzielnic, w których jakoby miał zginąć, najwięcej mówiono o Ratuszu. Otóż sprawdzałam tę wiadomość i mam pewność prawie, że tam nie zginął.

Znając Krzycha, nie mieści mi się w głowie, żeby nie dał do tej pory wiadomości, żeby tak dał się wywieźć, ale, mój Boże, najbardziej nieprawdopodobne rzeczy stają się teraz możliwe.

Jeżeli piszę do Sz. Pana o tym wszystkim, to dlatego, że uważam Sz. Pana za jednego z tych, którzy umieli w niezwykle wnikliwy sposób rozumieć twórczość Krzysztofa. Myślę zawsze o Sz. Panu jako o jedynym, którego prosiłabym o pomoc, gdyby trzeba było wydać jego wiersze. Do tej pory czekałam, nie chcąc nic zaczynać bez niego. Ale od kilku tygodni załamała się we mnie wszelka nadzieja. Po prostu straciłam zupełnie wiarę, że wróci, jak mnie o tym zapewniają przyjaciele, którzy umieją głębiej wierzyć ode mnie.

List Sz. Pana, list, który tyle razy czytałam, żeby jeszcze raz i jeszcze raz upewnić się, że jest ktoś, kto tak go rozumie — ocalał, cudem ocalał! Mam go, mam wszystko, co Krzych napisał, zginęła mi tylko jego proza (oprócz opowiadania To, co najważniejsze, nie wiem, czy Sz. Pan czytał je).

Postanowiłam jednak wydać wiersze syna. Jestem bardzo chora na serce. Mogę każdej chwili umrzeć i zostawiłabym tak całą jego pracę. Chcę prosić Sz. Pana o pomoc. Myśląc o tym nieustannie, w jaki sposób to zrobić […].

Czy mógłby Sz. Pan opuścić Kraków na jakieś dwa tygodnie bez szkody dla swoich obowiązków i prac? Ja mieszkam w Aninie pod Warszawą. Urządziłabym Sz. Pana tak, żeby Sz. Pan mógł spokojnie popracować, będąc w kontakcie ze mną. Może dwa tygodnie — to za długi termin? Oczywiście honorowałabym ten czas Sz. Pana. Zarobiłam teraz trochę pieniędzy, dlatego się na to wszystko porywam, brzmi to bardzo fantastycznie prawdopodobnie dla Pana. Ale proszę brać wszystko dosłownie tak, jak piszę.

W tej chwili mam u siebie zbiór poezji syna złożony w tomik przez niego samego przed powstaniem. Ten chcę przede wszystkim wydać. Będę mogła liczyć na wydatną pomoc ojca mojej śp. synowej, właściciela drukarni. Czy Sz. Pan nie zechciałby krótkiej przedmowy do tego tomu napisać? Czy nie udałoby się dać temu tomowi firmy Zw.[iązku] Literatów i Dziennikarzy? Czy pozwoliłby Sz. Pan, bym na dni Wszystkich Św. i Zaduszny przyjechała do Krakowa? Wolna jestem wtedy od lekcji w gimnazjum, gdzie uczę.

Trudno mi to przyjdzie, gdyż wszelki dalszy czy większy ruch bardzo źle odbija się na moim dogorywającym sercu, a muszę przed śmiercią te sprawy załatwić.

Bardzo, bardzo proszę Sz. Pana o łaskawą i rychłą odpowiedź na wszystkie te pytania. Proszę się nie gniewać, że absorbuję Sz. Pana tymi sprawami, ale jestem b. samotna i tak bardzo nieszczęśliwa jako może być matka, której los każe przeżyć takiego syna. Czy może być na świecie okrutniejszy los?! Wobec takiego życia najokropniejsza śmierć wydaje się wyzwoleniem. Oczekując odpowiedzi Sz. Pana, piszę się z głębokim poważaniem

Stefania Baczyńska

PS. Czy widuje się Sz. Pan z Andrzejewskim? Pisałam do niego, posyłałam ludzi i nie daje znaku życia o sobie. Czemu mnie omija? Czyż taki mi jeszcze ból trzeba zadać, żeby odeszli ode mnie przyjaciele mego syna?

 

[Anin] 28 XII 1945

Szanowny Panie!
Trudno mi powiedzieć, jak bardzo jestem rozżalona i zdezorientowana w sprawie, którą referowałam Szan. Panu za pośrednictwem p. Drapczyńskiej, a i przedtem — listownie. Chodzi, jak Szan. Pan się domyśla, o wydanie tomu wierszy Syna mego.

Kiedy otrzymałam ustną relację p. Drapczyńskiej popartą listami Szan. Pana i Pana Andrzejewskiego, natychmiast, zgodnie z radą Szan. Pana, wysłałam list do p. Mitznera do Łodzi (polecony), do p. Turowicza (polecony), gdyż jemu p. Zagórski oddał kupiony od Krzysztofa zbiór wierszy do wykorzystania w piśmie, i czekałam spokojnie odpowiedzi i zapowiedzianego przyjazdu p. Jerzego. Nie pisałam już nic więcej, nie chcąc niepotrzebnie niepokoić Szan. Panów zbędną korespondencją. Tym więcej, że p. Jerzy wyraźnie zaznaczał w swoim liście: „o wszystkich szczegółach powiem już Pani ustnie, kiedy przyjadę”.

Niestety, odpowiedzi żadnej od p. Mitznera nie dostałam. P. Jerzy wcale nie przyjechał, ani nie napisał, ani nawet nie odpowiedział na depeszę, którą w ostatecznej rozterce pozwoliłam sobie wysłać, nawet z opłaconą odpowiedzią na wypadek, gdyby go depesza w Krakowie nie zastała, a ktoś z Domu Literatów chciał mnie o tym zawiadomić.

Nie umiem Szan. Panu powiedzieć, jakie przypuszczenia nasuwają mi się w związku z tym ogólnym milczeniem.

Nawet Sz. Pan, którego obietnicą łudzę się do tej chwili — że w okresie Świąt Boż. Nar., względnie po Nowym Roku będzie Sz. Pan mógł do mnie przyjechać, ażeby sprawę ze mną definitywnie omówić, nawet ta obietnica — staje się wreszcie nierealna, gdyż okres ferii trwa już od tygodnia, a Sz. Pana nie widać.

Mam wszystko przygotowane. Mam odpisy. Mam zatwierdzenie cenzury, mam przyznanie pozwolenia druku i obietnicę, że jeśli tom będzie w większej objętości — to będzie to sprawa kilku dni — zdobycie drugiego pozwolenia. Mam nawet obiecany papier lub pozwolenie na sprowadzenie papieru. Nie mam tylko dla mnie rzeczy najważniejszej: bezcennej rady w wyborze wierszy i wstępu, który mi Szanowny i Drogi Pan i Jerzy Andrzejewski obiecali.

Co mam robić dalej? Przyjazd do Krakowa może byłby najlepszy, ale to jest, niestety, nieosiągalne dla mnie. Lekarz, który się opiekuje mną, zdecydował, że na okres świąteczny będę musiała przyjść do niego do szpitala, ażeby choć trochę mógł wzmocnić zupełnie ustające już w pracy serce moje.

Wobec pracy nauczycielskiej jest to jedyny okres, w którym wolno mi chorować. Miałam już zamówione łóżko w szpitalu. Ale zrezygnowałam z tego, gdyż nie ma dla mnie nic więcej ważnego i drogiego jak oddanie ludziom wierszy syna, przecież nie dla siebie je pisał. Wiem, jaki los będzie ich, kiedy się skończę i nie dopilnuję sprawy.

Ale widzę, że wszystko na próżno — że miną wakacje, a ja nic nie zrobię.

Czy mogę liczyć na to, że Sz. Pan chociaż odpisze mi na ten list? Czy mogę liczyć na przyjazd Sz. Pana, czy na przykład p. Jerzego? Co mam dalej robić? Co zrobić z Mitznerem, który się nie odzywa? Przecież nie mogę całej paki rękopisów posyłać do Szan. Pana pocztą, a potem montować tom — przeprowadzając dyskusję na ten temat — listownie. Przecież to jest nierealne!

Raz jeszcze bardzo, bardzo proszę o skontaktowanie się ze mną i proszę się nie gniewać, że proszę o pozwolenie honorowania podróży, o której wiem, że jest kosztowna.

To takie proste, dlaczego nie brać rzeczy tak, jak są — zwyczajnie. Gdybym sama przyjechać mogła do Krakowa — też poniosłabym wydatek. I tak narażam Szan. Panów na stratę czasu. Mój Boże, dlaczego najtrudniej jest wytłumaczyć najprostsze sprawy?

Czekam na odpowiedź Sz. Pana jak na zbawienie — proszę napisać choć kilka słów, żebym wiedziała choć, co mam dalej robić.

Z głębokim poważaniem

Stefania Baczyńska

Gdyby Sz. Pan chciał trafić do mnie, będąc w Warszawie, to najlepiej koleją do Anina — lub tramwajem 2 do Grochowa, a z Grochowa jadą furki do Anina. Zresztą p. Drapczyńska, kt.[óra] mieszka w Warszawie, odwiezie Sz. Pana do mnie.

[adres nadawcy:] Stefania Baczyńska, Anin pod Warszawą, ul. Królewska 15

 

Anin, 22 I 1946

Szanowny Panie!
Dwa ostatnie listy Sz. Pana przyszły prawie jednocześnie.

Ogromnie mi jest przykro, jeżeli moja niecierpliwość w jakimkolwiek sposób dotknęła Sz. Pana. Ale tak się już na mnie bezlitośnie wszystko wali, że zgubiłam gdzieś wreszcie swoją wytrzymałość i cierpliwość.

Proszę się nie gniewać o nic. Będę już cichutko czekała, aż Sz. Pan skończy wszystkie swoje sprawy szczęśliwie i przyjedzie do Anina.

Nie byłabym nawet i tego listu pisała, gdyby nie wyraźna prośba Sz. Pana, że mam odbiór listu ostatniego potwierdzić.

Tymczasem krzątam się przy sprowadzeniu papieru, ostatecznych odpisach wierszy itp. Ojciec mojej synowej, który ofiarował się wydrukować książkę, obawia się, żeby mu nie przejęli drukarni przed tą robotą. To on właśnie nagli i podnieca moją niecierpliwość.

Razem, jednocześnie nawet z listem Sz. Pana, otrzymałam list od p. Jerzego [Andrzejewskiego] i od p. Turowicza, więc uspokoiłam się na dłużej i bardzo się teraz wstydzę. Przeproszę Sz. Pana, gdy będę już miała przyjemność gościć go w swoim lilipucim mieszkanku, i postaram się zbytnio Sz. Pana nie męczyć pracą.

Najgorsze, że się ten Mitzner nie odzywa, a p. Jerzy Andrzejewski radzi się z nim skontaktować!

Czytuję z zapałem „Twórczość”, którą ogromnie tu trudno dostać. Jestem zupełnie oczarowana tym pismem. A już do prawdziwego entuzjazmu doprowadził mnie Problem „Przepióreczki” w grudniowym numerze. Cóż to za Frantz taki? Ktoś chyba z najmłodszych? Nie spotykałam się z tym nazwiskiem. Ale: pierwsza klasa! Pomyśli Pan na pewno: co to za egzaltowana kobieta! Ale musi Pan przyznać, że egzaltacja w czasach obecnych — to nie lada luksus! Tym większa chwała dla p. Wiktora Frantza.

Przesyłam serdeczne pozdrowienia i oczekuję z niecierpliwością

St. Baczyńska

Dopisek: Myślę, że najlepiej byłoby, gdyby Sz. Pan wstąpił w Warszawie do pp. Drapczyńskich i gdyby ktoś z nich przywiózł Sz. Pana do Anina. Tak nawet umawialiśmy się z nimi. Adres ich: ul. Emilii Śniegockiej N 10 (od Czerniakowskiej).

 

Testament

Według orzeczeń lekarzy choroba moja może spowodować śmierć nagłą w dość szybkim czasie.

Dlatego chcę testamentem ustalić te sprawy, których rozwiązanie sprawiłoby może trudność bliskim mi osobom, które się mną interesują.

Chcę również, ażeby to rozwiązanie było zgodne z moimi przekonaniami, którym byłam wierna całe życie.

Dlatego pieniądze, które będę posiadała w chwili mojej śmierci, jak również te, które będą przypuszczalnie wpływały po mojej śmierci jako honorarium za moje, śp. męża mego i śp. syna mego — książki, przeznaczam jedynie na cele społeczne.

Wola moja da się sprowadzić do następujących punktów.

Wszystkie honoraria za książki (których wydania przewiduję) moje, męża mego, śp. Stanisława Baczyńskiego, oraz syna mego, śp. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (których jestem prawną spadkobierczynią i spadkobierczynią ich praw autorskich) przeznaczam na dwa cele.

Primo: Ufundowanie „Funduszu Stypendialnego Imienia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego” dla młodego, utalentowanego, początkującego literata (poety) celem dostarczenia mu materialnej pomocy, która mu pozwoli bodaj na czas pewien na poświęcenie się wyłącznie pracy literackiej.

Szczegóły organizacji tego Stypendium powierzyłam profesorowi Kazimierzowi Wyce (Kraków), który po mojej śmierci przejmuje wszystkie w druku i w rękopisach pozostające prace mego śp. syna oraz puściznę jego malarską, Jerzemu Turowiczowi, redaktorowi „Tygodnika Powszechnego” (Kraków), oraz Jarosławowi Iwaszkiewiczowi, redaktorowi „Nowin Literackich” i prezesowi Zw.[iązku] Literatów, i Andrzejewskiemu Jerzemu (literatowi) jako głos doradczy. Stanowić oni będą Komitet Kwalifikacyjny.

O ile Fundusz Stypendialny powstanie jeszcze przed moją śmiercią, głos mój będzie miał znaczenie w powziętych decyzjach.

Zaliczając przypuszczalne dochody z prac mego śp. męża, Stanisława Baczyńskiego, do ogólnej sumy spadkowej, biorę pod uwagę niejednokrotnie prowadzone z nim za życia rozmowy, w których zgadzaliśmy się oboje, że jakikolwiek zdobyty własną pracą i własnym wysiłkiem majątek nie może stać się łatwo zdobytą schedą dla tzw. spadkobierców, ale powinien wrócić do społeczeństwa.

(W tym wypadku zresztą sprawa innych prawnych spadkobierców nie istnieje.)

Stypendium ma być udzielane zasługującym na to kandydatom, Polakom, bez brania pod uwagę ich przekonań politycznych i oczywiście — różnic wyznaniowych.

Drugą część pozostałych z corocznych dochodów pieniędzy przeznaczam na dwie istniejące u nas instytucje opieki nad dzieckiem bezdomnym: R. T. P. D. i Caritas (po połowie).

Podział na te dwa cele (Stypendium i Opieka nad Dzieckiem Bezdomnym) ma być w stosunku takim, aby stypendium mogło się stać istotnie pomocą dla wybranego kandydata, reszta zaś sumy, która będzie do dyspozycji — ma być przeznaczona na opiekę nad dzieckiem bezdomnym.

Jednocześnie zaznaczam, że całą pozostawioną przeze mnie bibliotekę (niestety w ¾ zdewastowaną w czasie Powstania) przeznaczam jako dar dla Biblioteki Narodowej z warunkiem, żeby książki te były znaczone ex librisem naszej rodziny. Paczka ex librisów oraz sztanca będzie dołączona.

Oryginalny obraz malarza Strzemińskiego (na szkle), który w r. 1926 otrzymał od autora śp. mąż mój, oraz portret męża mego pędzla Mariana Puffkego (po odrestaurowaniu) przeznaczam dla Muzeum Narodowego.

W sprawie ruchomości i reszty pozostałych po mnie cenniejszych przedmiotów pozostawiam list do przyjaciół moich pp. Radzikowskich Zofii i Zbigniewa (Warszawa, Polna 42) do rozporządzenia zgodnie z moją prośbą lub ich osobistą decyzją.

W tym również liście będą zawarte szczegóły dotyczące mego pochówku.

Dosłowne odpisy niniejszego Testamentu przesyłam do Związku Autorów, Kompozytorów i Wydawców Zaiks w Warszawie, do prof. Kazimierza Wyki w Krakowie i redaktora Jerzego Turowicza w Krakowie.

Dnia 24 III 1948 r.

Stefania Baczyńska

Anin, Królewska 15

 

Regulamin
Funduszu Stypendialnego
im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego

1. Fundusz stypendialny im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego ustanowiony zostaje przez p. Stefanię Baczyńską jako właścicielkę praw autorskich Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Stanisława Baczyńskiego i własnych.
2. Celem funduszu jest przyznawanie w ramach określonych przez dalsze punkty stypendiów młodym, początkującym pisarzom dla umożliwienia im pracy literackiej.
3. Podstawą materialną funduszu są dochody autorskie z książek i wszelkich prac literackich Stefanii Baczyńskiej, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Stanisława Baczyńskiego.
4. W zasadzie stypendium winno być przyznawane corocznie, w wysokości odpowiadającej kosztom skromnego rocznego utrzymania jednej osoby.
5. Jeżeli dochody będące podstawą funduszu przekroczą ową przypuszczalną kwotę stypendialną, nadwyżka ma być przeznaczona na cele opieki nad dzieckiem bezdomnym i przekazana po połowie Stowarzyszeniu Caritas i Robotniczemu Towarzystwu Przyjaciół Dzieci.
6. Jeżeli dochody owe nie dosięgną przypuszczanej kwoty stypendialnej, winny być w całości przeznaczone na stypendium; gdyby zaś nie dosięgały nawet 50% owej kwoty, celem spełnienia warunków określonych w punkcie 2 stypendium należy przyznawać raz na 2 lata.
7. O wyborze kandydata na stypendium, o wysokości stypendium i o ewentualnym podziale kwoty decydować ma Komitet Kwalifikacyjny złożony z Jerzego Andrzejewskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Jerzego Turowicza i Kazimierza Wyki zaproszonych przez fundatorkę stypendium.
8. Pierwsze stypendium zostaje przyznane w wysokości 100 000 zł (słownie: sto tysięcy złotych) w roku 1948. Kwota ta winna służyć dla orientacji przy ustalaniu wysokości stypendium w latach następnych.
9. W razie jeżeliby z jakiejkolwiek przyczyny któryś z członków Komitetu Kwalifikacyjnego nie mógł pełnić swojej funkcji, pozostali członkowie Komitetu mają prawo kooptacji do liczby czterech.
10. Niniejszy regulamin nabiera mocy prawnej z chwilą śmierci fundatorki. Do tej chwili stypendium może być przyznawane w miarę posiadanych funduszów i za decyzją fundatorki.
11. Niniejszy regulamin został opracowany przez fundatorkę stypendium oraz członków Komitetu Kwalifikacyjnego.

Stefania Baczyńska, Jerzy Andrzejewski [brak podpisu], Jarosław Iwaszkiewicz, Jerzy Turowicz, Kazimierz Wyka

Kraków, dnia 5 VII 1948

Protokół z zebrania Komitetu Kwalifikacyjnego Funduszu Stypendialnego
im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, odbytego w Krakowie w dniu 5 lipca 1948

W zebraniu udział wzięli: Stefania Baczyńska, Jerzy Turowicz i Kazimierz Wyka, którzy po zaznajomieniu się z opinią nieobecnych na zebraniu Jerzego Andrzejewskiego i Jarosława Iwaszkiewicza jednomyślnie postanowili przyznać stypendium w roku 1948 TADEUSZOWI RÓŻEWICZOWI.

Stefania Baczyńska, Jerzy Turowicz, Kazimierz Wyka

big_Pod_okupacja_okladka

 

Jerzy Andrzejewski, Stefania Baczyńska, Tadeusz Gajcy, Karol Irzykowski, Karol Ludwik Koniński, Czesław Miłosz, Jerzy Turowicz, Kazimierz Wyka
„Pod okupacją. Listy”
Wstęp: Marta Wyka, inicjatorka tomu
Ułożył, przypisami i notą wydawcy opatrzył: Maciej Urbanowski
Redakcja: Paweł Bem, Barbara Toruńczyk
Zeszyty Literackie, Warszawa, 2014
s. 241-277.

Czytaj całość